Strona główna
 Informacje
 Proces beatyfikacji
  Postulatura
  Trybunal
 Słudzy Boży
  Biskup Antoni Malecki
  o. Fabian Abrantowicz, MIC
  m. Katarzyna Abrikosowa, OPL
  o. Epifanij Akułow
  ks. Konstanty Budkiewicz
  ks. Franciszek Budrys
  o. Potapij Emeljanow
  s. Róża Serca Maryi
  Kamila Kruszelnicka
  o. Janis Mendriks, MIC
  ks. Jan Trojgo
  ks. Paweł Chomicz
  o. Andrzej Cikoto, MIC
  ks. Antoni Czerwiński
  o. S. Szulmiński, SAC
 Archiwum
  abp. E. Profitlich, SJ
 Biblioteka
 Kontakty

Cichy człowiek z Piasków

Biskup Antoni Malecki, który odszedł do Pana 17 stycznia 1935 r. w warszawskim szpitalu, zasłynął jako wielki obrońca pozbawionej opieki dziatwy. Jego nazwisko było znane w całym Petersburgu. Doczesne szczątki biskupa Maleckiego spoczywają na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Czyż nie nadszedł czas, by pomyśleć o ich powrocie do Sankt Petersburga, tam, gdzie ten Sługa Boży się urodził, został kapłanem, gdzie prawie całe życie pracował dla dobra Kościoła? Ponowny pochówek prochów biskupa A. Maleckiego w tamtejszym kościele św. Stanisława przyczyniłby się niewątpliwie do wzrostu zainteresowania jego nadzwyczajną osobowością. A może także i do jego beatyfikacji?

O specyfice i zakresie działalności biskupa Maleckiego wśród najbiedniejszych dzieci Sankt Petersburga wiemy już dużo, ciągle jednak udało się zgromadzić stosunkowo niewiele informacji na temat jego wyjątkowej duchowości, czyli o tym, jakim człowiekiem był on w życiu codziennym, jak zapisał się w pamięci współczesnych mu ludzi i najważniejsze: czy był na tyle świętym, żeby dostąpić czci w gronie błogosławionych. W zdobyciu wiedzy na ten temat może nam pomóc artykuł A. Ossendowskiego Cichy człowiek z Piasków, który ukazał się po śmierci biskupa w Kurierze Warszawskim 23 stycznia 1935 roku.

Profesor Ossendowski, który długie lata mieszkał w Petersburgu i osobiście znał ks. Maleckiego, pisze: Odszedł od nas na zawsze ks. A. Malecki, dobroczyńca, opiekun dzieci, ostoja ubogich, uciskanych, bezradnych wobec trudów życia, pogrążonych w rozpaczy… Jednak dla tych wszystkich, którzy znali ks. Maleckiego i jego codzienną cichą służbę, jego odejście nie oznacza końca jego życia… Istnieją bowiem ludzie, których nigdy nie uznamy za zmarłych, gdyż codziennie czujemy ich obecność.

Profesor Ossendowski pisze również, że popularność ks. Maleckiego w mieście nad Newą była ogromna: tego „cichego człowieka” widywano często w przedpokojach rosyjskich ministrów, w sądach, na policji. W tych urzędach reprezentował interesy swoich wychowanków, albo innych ludzi, nieszczęśliwie zamieszanych w jakieś sprawy polityczne. Zawsze osiągał zamierzony cel, gdyż posiadał wielką siłę przekonywania.

Kiedyś, w epoce bezwzględnych prześladować Kościoła katolickiego, za czasów Konstantyna Pobiedonoscewa (zwanego „wielkim inkwizytorem”), Dymitr Sołowiow, dyrektor kancelarii oberprokuratora Świątobliwego Synodu powiedział: Zabronię wpuszczać do mnie tego duchownego,bo to już jest nie do wytrzymania… muszę spełniać wszystkie jego prośby. Na to ks. Antoni miał rzec z delikatnym uśmiechem na ustach: Wtedy będę musiał odważyć się odwiedzić Waszą ekscelencję w Pańskim domu.

Księdza Maleckiego dobrze znali i szanowali zwłaszcza petersburscy nędzarze. Spotykając go na ulicy, prawie wszyscy, bez względu na wyznawaną religię, zdejmowali czapki na znak głębokiego szacunku i uznania dla jego działalności.

Profesor Ossendowski opisuje również swoje liczne spotkania z ks. Maleckim. Duchowny często przychodził do niego, chudy i blady, ale zawsze uśmiechnięty. Miało się wrażenie, że jego wnikliwe spojrzenie dociera do samej głębi duszy. Zużywał całą swoją energię, by zdobyć choćby najmniejszą pomoc dla swoich wychowanków. Należy podkreślić, że taką pomoc zawsze dostawał, bo nikt nie był w stanie mu odmówić. Był tak pewny swego uroku, że nikogo się nie bał i pukał do każdych drzwi.

Oto, jak profesor wspomina przebieg jednej z wizyt świątobliwego kapłana: «Przychodzę do ciebie, mój bracie, ze sprawą niecierpiącą zwłoki… Na rany Chrystusa, nie odmawiaj mi». Poprosił mnie, wtedy młodego studenta, bym pomógł dwóm jego zdolnym wychowankom przygotować się do matury. Odpowiedziałem, że, niestety, nie mam żadnej wolnej chwili w swoim napiętym rozkładzie dnia. Ksiądz Antoni odparł: «Nie martw się, będziemy przychodzić do ciebie o siódmej rano» i tą metodą osiągnął, co zamierzał.  W taki właśnie sposób – dzięki księdzu Maleckiemu – niejednokrotnie „dzieci kucharek” zostawały profesorami Uniwersytetu Petersburskiego.

Janina Dojnikowa, córka jednego z wychowanków ks. Maleckiego, w swoich wspomnieniach daje następujące świadectwo: Mojego ojca oddano do schroniska dla polskich dzieci, założonego przez ks. Maleckiego. W tym zakładzie wychowawczym chłopcy uczyli się wybranego rzemiosła i zdobywali ogólne wykształcenie w zakresie programu gimnazjalnego. W ochronce mój ojciec zaczął się źle zachowywać i praktycznie się nie uczył: obraził się, że to jego, a nie brata, oddano do zakładu. Ks. Malecki wezwał go do siebie i powiedział: «Ty pewnie chcesz zostać szewcem? Jeśli nadal będziesz się tak odnosił do swoich obowiązków, to nie pozostanie ci nic innego, jak tylko naprawiać cudze zdeptane buty». Rozmowa z ks. Maleckim wywarła na moim ojcu ogromne wrażenie. Od tej chwili zaczął się starać, żeby zasłużyć na pochwałę i wkrótce został jednym z najlepszych uczniów. Ukończywszy szkołę w schronisku, jako jeden z wyróżniających się absolwentów, wstąpił do Wojskowej Akademii Medycznej.

Kiedyś ks. Malecki znalazł się w grupie młodych ateistów, pozostających pod wpływem filozofii Nietzschego i znających prawie na pamięć jego książkę Ewangelia dla ubogich.  Ksiądz Antoni poprosił ich, by bezpłatnie poprowadzili zajęcia w jego gimnazjum.  Studenci zgodzili się, a z czasem tak przeniknęli duchem modlitwy, że zaczęli co niedzielę chodzić do kościoła. Wielu z nich powróciło do Boga. Potem tak wyjaśniali, co znaczyło dla nich świadectwo życia ks. Maleckiego: Nietzsche pozostanie Nietzschem, a Maks Steiner – Maksem Steinerem; takiego spokojnego człowieka, który nosi w sobie Boga, nie oszukałaby nawet ostatnia kreatura, a co dopiero inteligent-wolnomyśliciel.

Pewnego razu wspomniany wyżej profesor Ossendowski spotkał dyrektora jednego z petersburskich gimnazjów, który należał do grona osób, jakie zetknęły się w swojej pracy z ks. Maleckim. Ów dyrektor zapamiętał tego kapłana jako „wielkiego człowieka z Piasków” i tak  wspomina współpracę z nim: Temu kapłanowi nie da się niczego odmówić. Przychodzi i prosi o darowanie kary lub o stypendium dla ucznia, a zawsze prosi dla tych, którzy rzeczywiście na to zasługują. Dzisiaj, na przykład, znów był u mnie i mówił o jednym naszym wychowanku. W domu – bieda, o płaceniu nie ma mowy. Mówię księdzu Maleckiemu, że, być może, dałoby się coś zrobić, gdyby tylko chłopak poprawił się z łaciny. «Z łaciny? – pyta znów ks. Malecki. – Panie dyrektorze, daję panu moje pasterskie słowo, że za miesiąc chłopak będzie mówił po łacinie jak rzymianin. Ja go znam». I na prośbę ks. Maleckiego o. Wollinger, dominikanin, daje bezpłatne lekcje łaciny temu chłopcu. Od tej pory nie było już z nim w naszym gimnazjum żadnych kłopotów. Dostał nawet stypendium – 60 rubli rocznie.

Ossendowski nazywa ks. Maleckiego z kolei „cichym człowiekiem z Piasków”, ponieważ w Petersburgu, w rejonie dzielnicy Piaski znajdowały się warsztaty rzemieślnicze i kaplica księdza Antoniego, skąd Boży rybak zarzucał sieci do milionowego Grodu Piotra, łowiąc bezprizorną dziatwę, pocieszając i ocierając łzy. Zajmował się tymi dziećmi z ogromnym poświęceniem, mówiąc, że czuje na sobie spojrzenie Najwyższego, kiedy udaje mu się w smutnych oczach dziecka rozpalić iskierkę radości. Ksiądz Malecki potrafił, nikogo nie zmuszając, wzbudzać pragnienie działania i być dumnym z tego. Wychowywał młodzież w duchu modlitwy i nadziei, opierającej się na wierze. Jego wychowankowie stawali się, dzięki zapewnieniu im harmonijnego rozwoju, uczciwymi i pracowitymi ludźmi. Karać zaś nie tyle, że nie lubił, co po prostu nie umiał.

Jeden z wychowanków, który co dopiero trafił pod opiekę duchownego, ukradł scyzoryk i wkrótce się to wydało. Wtedy ksiądz Antoni rozpłakał się, a kiedy już się uspokoił, powiedział do skarżących: Jesteście dużą grupą, do której on jeszcze nie należy. Zgrzeszył? To go osądźcie, ale pamiętajcie, że mieszka z wami dopiero tydzień i że bywają też o wiele cięższe przestępstwa. Chłopcy jakoś tam delikwenta ukarali, ale później bardzo go polubili.

Poważny przełom duchowy w życiu Antoniego Maleckiego nastąpił jeszcze w dzieciństwie. Miało miejsce wtedy pewne zdarzenie, które pozostawiło niezatarty ślad w jego świadomości. Opowiadał o tym sam Malecki w czasie procesu arcybiskupa Jana Cieplaka i 14 duchownych z Piotrogrodu, których oskarżono o działalność kontrrewolucyjną. Ks. Malecki w swoim ostatnim słowie powiedział: Wiele powiedziano tu o moich towarzyszach, ale ani słowa o mnie. Uzupełniam więc tę lukę, bowiem moje obecne stanowisko religijne wynika z pewnego wydarzenia, które miało miejsce w moim dzieciństwie. Pochodzę ze starej bogatej rodziny szlacheckiej; mój ojciec, który był inżynierem wojskowym za czasów cara Mikołaja I, nauczył mnie kochać i szanować wszystkich ludzi. Gdy miałem lat 12, byłem dzieckiem bardzo próżnym. Kiedyś nawymyślałem stróżowi naszego domu i nazwałem go durniem. Kiedy mój ojciec się o tym dowiedział, posłał po mnie. Gdy wszedłem do jego gabinetu, stary stróż siedział naprzeciw ojca, a ten rzekł do mnie: «Uklęknij, pocałuj go w rękę i przeproś!», co też uczyniłem. Wypadek ten wpłynął na całe moje dalsze życie. Gdyby sędziowie byli chrześcijanami, powiedziałbym im, że Bóg użył tego sposobu, by powołać mnie na księdza i nauczyć mnie miłości do biednych.

Ks. Krzysztof Pożarski CCG

Tłumaczyła z rosyjskiego Aniela Czendlik

 


© Postulator Causae Beat. seu Declarationis Martyrii S. D. Antonii Malecki et Soc.